O tym jak
Prawo Murphiego zepsuło nam Roadtripa

Artykuł Dwujęzyczny:
“At least we can see nice views again,” I said grinning.
“I don’t give a damn about your pretty views!” my father grumbled.
“Drive you idiot from Walbrzych! You crawl like a blind cow!” he shouted at the Skoda Octavia driving in front of us. It was indeed driving very slowly.
“Przynajmniej możemy znowu zobaczyć ładne widoczki” – powiedziałem szczerząc zęby.
“W dupie mam wasze ładne widoczki!” – odburknął mój ojciec.
“No jedź jełopie z Wałbrzycha! Wleczesz się jak ślepa krowa!” – tym razem mówił do Skody Octavi jadącej przed nami. Rzeczywiście jechała wolno.
We left Sokolik House 15 minutes earlier, where my father is the manager. We’ve been waiting for this moment all day, sitting on pins and needles, solving problem after problem. It wasn’t until 6:00 pm that all the issues were resolved, and we could start our adventure.
15 minut wcześniej wyjechaliśmy w końcu z Domu Sokolik, którego mój ojciec jest managerem. Czekaliśmy na ten moment cały dzień siedząc jak na szpilkach i rozwiązując problem za problemem. Dopiero o 18:00 wszystkie tematy zostały domknięte i mogliśmy zacząć przygodę.

My dad was driving, I was in the passenger seat, and my friend Daniel was in the back. We played some nice music, laid back in our seats and watched the beautiful landscape of the Izera Mountains. The sky slowly transitioned from blue to orange. Daniel commented that it felt like a scene from a movie.
Ojciec prowadził, ja na pasażerce, a mój kumpel Daniel jechał z tyłu. Puściliśmy fajną muzę, rozłożyliśmy się wygodnie w fotelach i oglądaliśmy piękny krajobraz gór izerskich. Niebo powoli przechodziło z niebieskiego w pomarańcz. Daniel skomentował, że czuje się jakby to była scena z filmu.

The film ended very quickly. We had barely gotten on the main road to Wroclaw when my dad stopped the car on the side of the road, shouted ‘f***,’ and started looking for his wallet. A moment later, we were driving back. His curses and pounding on the steering wheel drowned out the nice music. And thus began our (long) adventure of driving from one end of Poland to the other.
Film skończył się bardzo szybko. Ledwo wyjechaliśmy na główną drogę do Wrocławia ojciec zatrzymał auto na poboczu, krzyknął “kur*a” i zaczął szukać swojego portfela. Chwilę później jechaliśmy z powrotem. Fajną muzę zagłuszały jego przekleństwa i walenie w kierownicę. I w taki oto sposób zaczęła się nasza (długa) przygoda przejechania z jednego końca Polski na drugi.
The plan was to drive for 5 hours from Trzcinsko to Myslenice near Krakow. We’ll stay overnight at a good friend of my father’s and in the morning we’ll head to Pieniny for a kayaking trip down the Dunajec River. After the trip, we’ll get in the car and drive to Wetlina where we will stay for a few days. Nice and simple.
Plan był taki, że jedziemy przez 5 godzin z Trzcińska do Myślenic pod Krakowem. Tam prześpimy się u dobrego znajomego mojego ojca i rano wyruszymy do Pienin na spływ kajakowy po Dunajcu. Po spływie wsiądziemy w samochód i pod wieczór zajedziemy do Wetliny, gdzie zatrzymamy się na kilka dni. Nice and simple.

However, fate, in its insatiable sense of humor, added a few amendments to this plan.
Jednakże los, w swoim nienasyconym poczuciu humoru, dodał do tego planu kilka swoich poprawek.
The forgotten wallet was supposed to be the first and smallest hitch. It added half an hour to our trip and momentarily raised my father’s blood pressure, but other than that, we quickly got back into road trip mode.
Zapomniany portfel miał być pierwszą i najmniejszą kłodą pod nogi. Dodało nam to pół godziny i na chwilę podniosło mojemu ojcu ciśnienie, ale poza tym bardzo szybko wróciliśmy w tryb roadtripu.
Two hours later, driving on the A4 and passing Wrocław on the left side, we heard a loud noise. Immediately, we felt that the car started to move strangely. I remember exactly those two seconds when I knew what happened but also knew what it meant and didn’t want to admit that thought.
Dwie godziny później jadąc A4’ką i mijając Wrocław z lewej strony, usłyszeliśmy głośny huk. Od razu poczuliśmy, że samochód zaczyna dziwnie jechać. Pamiętam dokładnie te dwie sekundy, kiedy wiedziałem co się stało, ale również wiedziałem co się z tym łączy i nie chciałem dopuścić do siebie tej myśli.
We pulled over to the side, turned on the emergency lights, and got out of the car to inspect the tire. The rear right tire had a hole the size of a chicken’s egg. I had never seen anything like it before. We looked at each other with a resigned understanding. Fantastic. We were stranded on the highway.
Zjechaliśmy na pobocze, włączyliśmy światła awaryjne i wyszliśmy z auta oglądnąć koło. Tylna opona z prawej strony miała dziurę wielkości kurzego jajka. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Popatrzeliśmy na siebie ze zrezygnowanym zrozumieniem. Zajebiście. Utknęliśmy na autostradzie.

The most important thing was not to worry about it. C’est la vie. There was a problem that needed to be solved. We didn’t have a spare tire or tools for changing it, so we had to order a tow truck and ride it to the tire shop. Dad initiated his phone, I went to look for a warning triangle, and Daniel sat on the asphalt and began to roll a cigarette.
Najważniejsze było się tym nie przejmować. C’est la vie. Jest problem i trzeba go rozwiązać. Nie mieliśmy zapasówki, ani narzędzi do wymiany koła, więc trzeba było zamówić lawetę i dojechać nią do wulkanizacji. Ojciec uruchomił telefon, ja poszedłem szukać trójkąta, a Daniel usiadł na asfalcie i zaczął skręcać papierosa.

We spent the next hour leaning on the highway barrier and entertained ourselves by freestyle rapping in English about sitting by the highway barrier. Given the circumstances, it turned out to be a pretty good jam session.
Kolejną godzinę spędziliśmy oparci o barierkę autostrady i umilając sobie czas rapując po angielsku na freestylu o tym, że siedzimy oparci o barierkę autostrady. Zważywszy na okoliczności wyszła z tego całkiem niezła posiadówka.

What surprised me the most was that we approached a flat tire with much more calmness than a forgotten wallet. No curses or negative emotions disturbed our atmosphere. Of course, the situation was extremely irritating, but without unnecessary fuss, we approached it with a stoic calm. I’ll add that it was actually fun.
Najbardziej zdziwiło mnie to, że do dziurawej opony podeszliśmy z o wiele większym spokojem, niż do zapomnianego portfela. Żadne przekleństwa ani negatywne emocje nie zmąciły nam atmosfery. Oczywiście sytuacja była arcy-irytująca, ale bez zbędnych ceregieli podeszliśmy do niej ze stoickim spokojem. Dodam, że było nawet wesoło.
The tow truck arrived at dusk. We went with the guy to the tire shop, where they changed our tires in half an hour. Around 10:00 PM, lighter by 1200 zł and with a 2-hour delay, we continued our journey. Sadly, this meant we would arrive at my dad’s friend’s place in the middle of the night. After a quick call, he told us it was okay and that he would leave the door open for us, asking us to be quiet and not wake him up.
Laweta przyjechała po zmroku. Pojechaliśmy z gościem do wulkanizacji, gdzie w pół godziny wymienili nam koła. Około 22:00, lżejsi o 1200 zł i z 2-godzinną obsuwą, ruszyliśmy dalej w drogę. Niestety oznaczało to, że do domu kolegi ojca zajedziemy w środku nocy. Po szybkim telefonie powiedział, że spoko, że zostawi nam otwarte drzwi i żebyśmy byli cicho i go nie budzili.

The horizon ahead of us was lit up by lightning bolts. As we drove in that direction, we began to see them more and more frequently and closer. There was no doubt that we were heading towards the storm that had been alerted on our mobile phones for the past two days.
Daleko przed nami horyzont rozjaśniały błyskawice. Jadąc w tamtym kierunku zaczynaliśmy widzieć je coraz częściej i coraz bliżej. Nie było wątpliwości, że jedziemy w stronę burzy, o której alerty na komórce informowały od dwóch dni.
Near Krakow, we drove into it like a dog into bush of nettle. Lightning struck in front, behind, and above us. The rain tried to break through the car windows. It almost succeeded. The windshield wipers, on full blast, only pretended to help. All the vehicles around us slowed down to 40 km/h. And so, slowly, in a convoy of weary machines, we faced the apocalypse.
Na wysokości Krakowa wbiliśmy się w nią niczym pies w pokrzywy. Pioruny waliły z przodu z tyłu i nad nami. Deszcz próbował przebić się przez szyby samochodu. Prawie mu się udało. Wycieraczki, na pełnych obrotach, tylko udawały, że pomagają. Wszystkie pojazdy dookoła nas zwolniły do 40 km/h. I tak, powolutku, w konwoju przemęczonych maszyn, mierzyliśmy się z armagedonem.
In this way, we struggled through another 20 kilometers. Father bent over the steering wheel, trying to see anything 10 meters in front of the hood. I with big eyes watching purple lightning. Daniel sleeping in the back with a shirt over his eyes.
W taki sposób przemęczyliśmy się przez kolejne 20 kilometrów. Ojciec pochylony nad kierownicą, próbujący zobaczyć cokolwiek 10 metrów przed maską. Ja z wielkimi gałami oglądający fioletowe błyskawice. Daniel śpiący z tyłu z koszulką na oczach.

In an instant, everything stopped. The rain stopped falling. There were only flashes behind us, and the sky was clear and full of stars. We managed to outrun the storm. The navigation indicated that we still had half an hour to reach our destination.
Nagle, w jednej chwili, wszystko ustało. Deszcz przestał padać. Błyskało tylko z tyłu, a niebo było czyste i pełne gwiazd. Udało nam się wyprzedzić burzę. Nawigacja informowała, że do celu zostało pół godziny.
We arrived at the property of a friend’s father. In the distance, we could hear the howling of an enraged storm. We took our things out of the car and walked towards the front doors, illuminated by a lamp on the porch. The father pushed the handle, which gave way, but the doors remained in place. The house was locked.
Dojechaliśmy na teren domu znajomego ojca. W oddali słychać było wycie rozwścieczonej nawałnicy. Wzięliśmy rzeczy z auta i poszliśmy w stronę drzwi wejściowych oświetlonych lampą na przedsionku. Ojciec nacisnął na klamkę, która ustąpiła, ale drzwi pozostały w miejscu. Dom był zamknięty.
We threw things on the ground and started looking for the key. Under the plant pots, under the doormat, around the door frame, under stones. Nothing. The sound of a storm was getting louder. Trying to make as little noise as possible, we started circling the house, in vain searching for an another entrance. At that very moment, a fierce wind tore through the trees in the garden. The storm was upon us.
Zrzuciliśmy rzeczy na ziemię i zaczęliśmy szukać klucza. Pod doniczkami, pod wycieraczką, wokół framugi, pod kamieniami. Nic. Huk burzy był coraz głośniejszy. Starając się robić jak najmniej hałasu zaczęliśmy okrążać dom dookoła, na darmo szukając drugiego wejścia. W tym samym momencie gwałtowny wiatr przedarł się przez drzewa ogrodu. Burza była tuż tuż.
There was nothing left but to wake up a host who didn’t want to be woken up. Dad gave him a timid signal. Then another. For a few moments and very long breaths, nothing happened. Lightning illuminated the large garden every few seconds. The thunder seemed almost intimate. The wind was definitely pissed off at someone. It started to drizzle.
Nie zostało nic innego jak obudzić gospodarza, który nie chciał być obudzony. Ojciec puścił mu nieśmiały sygnał. Potem drugi. Przez kilka chwil i bardzo długich oddechów nic się nie stało. Błyskawice co kilka sekund oświetlały wielki ogród. Grzmoty wydawały się już niemal intymne. Wiatr był na pewno na kogoś wkurwiony. Zaczęło kropić.
Suddenly, at the last moment, we heard a click of the lock and opening door. On the other side stood Marek in flip-flops and shorts. The expression on his face was the opposite of joy at our sight. Without a word, he turned on his heel and only pointed where our room was before he trudged to his bedroom. As we closed the door behind us, a downpour hit the house with Biblical force.
Nagle, w ostatnim momencie, usłyszeliśmy kliknięcie zamka i otwierające się drzwi. Po drugiej stronie stał Marek w klapkach i krótkich spodenkach. Wyraz na jego twarzy był przeciwieństwem radości na nasz widok. Bez słowa odwrócił się na pięcie i tylko wskazał ręką gdzie jest nasz pokój po czym poczłapał do swojej sypialni. W momencie gdy zamknęliśmy drzwi za sobą ulewa uderzyła w dom z Biblijną siłą.
The next morning, Mark woke us up with the smell of coffee. He was in a good mood and turned out to be a great guy. We had breakfast, making fun of our bad luck from yesterday and looking forward to a great day of kayaking, culminating in a party in Wetlina. It never crossed our minds that fate had one more, and most challenging, challenge for us to overcome.
Następnego dnia rano, Marek obudził nas zapachem kawy. Miał dobry humor i okazał się być świetnym kolesiem. Zjedliśmy śniadanie nabijając się z wczorajszego pecha i nastawiając na zajebisty dzień na kajakach, zwieńczony imprezą w Wetlinie. Przez głowę nam nie przeszło, że los ma dla nas jeszcze jedno, najtrudniejsze, wyzwanie do zaliczenia.

At noon, we arrived at Port Pieniny. We left our car in the parking lot and got into a minivan that took us up the Dunajec River. I didn’t bring anything with me. I was without shoes, without a shirt, without a phone. Literally, just in swim trunks and a baseball cap. Daniel was the same. My father brought more things with him, which he hid in his fanny pack.
W południe dojechaliśmy do Portu Pieniny. Zostawiliśmy samochód na parkingu i wsiedliśmy do minivana, który wywiózł nas w górę Dunajca. Nie wziąłem ze sobą nic. Byłem bez butów, bez koszulki, bez telefonu. Dosłownie w samych kąpielówkach i czapce z daszkiem. Daniel podobnie. Ojciec wziął ze sobą więcej rzeczy, które schował do nerki.
With Daniel, we got a two-person kayak, and my father went solo. The river was amazing. Very shallow with many sandbanks and protruding rocks. The views on both sides were breathtaking. It reminded me of the scene at the end of the first part of The Lord of the Rings, when the fellowship floats along majestic cliffs. I understand why Dunajec is called the most beautiful kayaking route in Poland.
Z Danielem dostaliśmy dwuosobowy kajak, a ojciec płynął solo. Rzeka była niesamowita. Bardzo płytka i z wieloma mieliznami oraz wystającymi kamieniami. Widoki po obu stronach zapierały dech w piersiach. Przypominało mi to scenę na końcu pierwszej części Władcy Pierścieni, kiedy drużyna płynie łodzią wzdłuż majestatycznych klifów. Rozumiem dlaczego nazywają Dunajec najpiękniejszą trasą kajakową w Polsce.

Halfway through our rafting trip, we stopped on the Slovakian shore for a quick beer. Sitting by the river, we reminisced about our adventures from the previous day. Half-jokingly, I asked my dad if he was sure he knew where his wallet was. He laughed and showed it to me. “What about your phone?” I asked. “I have it,” he replied. “The car keys?” A second of silence. “Oh sh*t!”
W połowie spływu zatrzymaliśmy się na Słowackim brzegu na szybkie piwo. Siedząc nad rzeką wspominaliśmy nasze przygody z poprzedniego dnia. Pół żartem zapytałem ojca czy na pewno wie gdzie jest jego portfel. Zaśmiał się i pokazał mi go. “A telefon?” dopytałam. “Mam”, odpowiedział. “Kluczyki od auta?” Sekunda ciszy. “O kur*a!”.
The father got up and ran towards his kayak. A moment later, we saw him wading in the water, staring intently at the shallow riverbed. All Daniel and I could do was burst out laughing. After a while, with stomachs hurting, we picked ourselves up from the ground, wiped our tears and went to help him. It turned out that the keys were in his pocket, which fell into the water while pulling the kayak onto the shore.
Ojciec zerwał się na nogi i pobiegł w stronę swojego kajaka. Chwilę później zobaczyliśmy jak brodzi w wodzie patrząc intensywnie na płytkie dno rzeki. Danielowi i mi nie pozostało nic innego jak tylko wybuchnąć śmiechem. Po chwili, z bolącymi brzuchami, zebraliśmy się z ziemi, otarliśmy łzy i poszliśmy mu pomóc. Okazało się, że klucze były w nerce, która wpadła do wody przy wyciąganiu kajaka na brzeg.
We searched for them for about an hour. Of course, it was all in vain. This time, it took a lot of effort to maintain stoic calm. It was a Sunday afternoon and we had roughly two hours left of our trip. Upon arrival, we will need to call a locksmith to unlock the car for us. Then, we will need to find a way to have new keys made. We only had one wallet and one phone with 29% battery life. Neither Daniel nor I were even wearing shirts. The situation was far from ideal.
Szukaliśmy ich chyba z godzinę. Oczywiście na próżno. Tym razem stoicki spokój wymagał bardzo dużego wysiłku. Była niedziela po południu. Mieliśmy przed sobą około dwie godziny więcej spływu. Po przybyciu trzeba będzie zamówić ślusarza, który otworzy nam samochód. Potem znaleźć sposób na dorobienie nowych kluczyków. Mieliśmy ze sobą tylko jeden portfel i jeden telefon z 29% baterii. Ani ja ani Daniel nie mieliśmy na sobie nawet koszulek. Sytuacja była daleka od ideału.
Dad took it upon himself. With Olympic determination, he shot down the river. We stayed behind to search for the lost item for a little longer. Unfortunately, we were unsuccessful. The second half of the trip, although even more spectacular, was tinged with a grey shade of stress. We wanted to reach the end as quickly as possible to find out about the car situation. In this rush, the only thing we managed to do was to fall into the river, capsizing the kayak.
Ojciec wziął to na siebie. Z olimpijskim zaparciem wystrzelił w dół rzeki. My zostaliśmy, żeby jeszcze chwilę szukać zguby. Niestety bezowocnie. Druga połowa spływu, chociaż jeszcze bardziej zjawiskowa, była zabarwiona szarym odcieniem stresu. Chcieliśmy jak najszybciej dopłynąć do końca, żeby dowiedzieć się jak wygląda sytuacja z autem. W tym pośpiechu jedyne co nam się udało to wpaść do rzeki wywracając kajak do góry nogami.

In the late afternoon, we arrived at Port Pieniny. The sun illuminated the landscape with a golden glow. Photographers call this moment Golden Hour because all photos come out a hundred times better then. It was in this golden light that I saw my father as we pulled our kayak onto the shore. He was standing on a hill with his phone to his ear. He was wearing different clothes than during the ride, which filled me with hope.
Późnym popołudniem dopłynęliśmy do Portu Pieniny. Słońce oświetlało krajobraz złotym blaskiem. Fotografowie nazywają ten moment Golden Hour, ponieważ wszystkie zdjęcia wychodzą wtedy sto razy lepiej. Właśnie w takim złotym blasku ujrzałem mojego ojca kiedy wyciągnęliśmy kajak na brzeg. Stał na wzniesieniu z telefonem przy uchu. Miał na sobie inne ubrania niż podczas spływu przez co zalała mnie fala nadziei.
He finished talking and greeted us with good and bad news. The good news was that he forgot to lock the car. The bad news was that he won’t be able to make new keys. The solution to this problem was also good and bad news. The good news was that my sister can send us a backup set via BlaBlaCar from Wrocław. The bad news was that it would take at least six hours.
Skończył rozmawiać i przywitał nas złą i dobrą wiadomością. Dobra była taka, że zapomniał zamknąć auto. Zła taka, że nie da rady dorobić nowych kluczy. Rozwiązanie tego problemu również było dobrą i złą wiadomością. Dobra była taka, że moja siostra może wysłać nam BlaBlaCarem zapasowy zestaw z Wrocławia. Zła taka, że potrwa to minimum sześć godzin.
The three of us took a deep breath. Okay. We can do it.
We trójkę wzięliśmy jeden długi oddech. Dobra. Damy radę.
From that moment on, fate finally started to smile upon us. We managed to go through three strokes of bad luck without a scratch, never losing our patience. Our reward was a golden heart from the owner of the Pieniny Port. Grzegorz allowed us to stay in the parking lot as long as we needed, gave us free access to the bikes, which allowed us to go for food. Additionally, he provided his company car to my father so he could go to Nowy Sącz to pick up the keys.
Od tego momentu los w końcu zaczął się do nas uśmiechać. Udało nam się przejść przez trzy próby losu bez szwanku. nie tracąc cierpliwości. Czekała nas za to nagroda w postaci złotego serca właściciela Portu Pieniny. Grzegorz pozwolił nam zostać na parkingu tak długo jak potrzebujemy, dał nam darmowy dostęp do rowerów, dzięki którym mogliśmy pojechać po jedzenie. Dodatkowo udostępnił ojcu swoje auto służbowe, żeby mógł podjechać do Nowego Sącza odebrać kluczyki.
After returning from lunch, I threw myself into the hammock hanging over the river. We agreed that my father would pick up the keys in the middle of the night, while I rested and then continued all the way to Bieszczady. I must admit that it was one of the most pleasant places to relax. The water rustled to my right, while above me shimmered the Milky Way in all its splendor.
Po powrocie z obiadu rzuciłem się do hamaka wiszącego nad rzeką. Umówiliśmy się, że ojciec odbierze klucze w środku nocy, a ja odpocznę i później pojadę całą drogę do Bieszczad. Muszę przyznać, że było to jedno z najprzyjemniejszych miejsc na odpoczynek. Z prawej strony szumiała woda, a nade mną błyszczała Droga Mleczna w całej swojej okazałości.

Daniel woke me up shaking the hammock early in the morning. We packed up the car, turned on the music, and cautiously left the parking lot. Although none of us said it out loud, we all felt the tension. We were extremely exhausted and another unlucky situation could have finished us off.
O drugiej rano Daniel wybudził mnie potrząsając hamakiem. Zapakowaliśmy się do auta, włączyliśmy muzykę i bardzo ostrożnie wyjechaliśmy z parkingu. Chociaż żaden z nas tego nie powiedział na głos, wszyscy czuliśmy napięcie. Byliśmy na maksa wyczerpani i jeszcze jedna pechowa sytuacja mogłaby nas wykończyć.
I got lost twice in the 235-kilometer drive from Szczawnica to Wetlina, almost hit a deer and two foxes, took four sharp turns too fast, and passed through 15 kilometers of thick fog on a narrow dirt road. But we made it without crashing. By some miracle, we finally reached the PTTK parking lot in Wetlina at 6 a.m., bringing an end to our wild and turbulent travel adventure.
W ciągu 235 kilometrów ze Szczawnicy do Wetliny zgubiłem drogę dwa razy, mało nie potrąciłem sarny oraz dwóch lisów, wjechałem o wiele za szybko w co najmniej cztery ostre zakręty i przejechałem przez 15 kilometrów gęstej mgły na wąskiej polnej drodze. Ale nas nie rozbiłem. Jakimś cudem o 6 rano dojechaliśmy w jednym kawałku na parking PTTK w Wetlinie, niniejszym kończąc podróżniczy rollercoaster.
We spent another three days with beer in our hands, lying on deckchairs, as far away from the car as possible.
Kolejne trzy dni spędziliśmy z piwem w ręku, na leżaczkach, jak najdalej od samochodu.
